wtorek, 8 maja 2012

Jednopart 5



Tygrys umysłu.
Czy ja go jeszcze kochałam? Wszystko wskazywało na to, że nie. A może to tylko sen. Może znów mam te szare dni, kiedy nie wiem co się dzieje, tracę świadomość. Błąkam się po ciemku nie mogąc znaleźć klamki. Wpadam w każdą dziurę i drę kolana, nie mogę się podnieść, spadam, spadam, spadam.. I wtedy silne ramiona wyciągają mnie z tego rowu, ciągle od nowa napełniającego się brudną, błotnistą wodą, którą tak łatwo mogę się zachłysnąć.
Nie. Teraz wiem co robię. Idę ulicą, skąpaną w świetle zachodzącego słońca w samym centrum Londynu. Nie powinnam tu być. Na pewno wszyscy mnie szukają. Mam to gdzieś, mam gdzieś to, że się o mnie martwią, tak naprawdę wcale ich nie obchodzę. Myślą tylko o tym, by pozbyć się kłopotu, wydaje im się, że ja jestem głupia, nic nie rozumiem, ale ja chłonę każde ich słowo i dokładnie wiem co się ze mną dzieje. Studiuje ksiązki, i wykonuję wszystkie polecenia, ale oni tego nie dostrzegają. Myślą, że żyję w swoim świcie, odizolowana grubym, wysokim murem, kiedy oni sami nie pozwalają mi przejść do swojego. Tak bardzo chciałabym być akceptowana, nie zrozumiana, tego nie mogą uczynić, ale akceptowana. A nie postawiona przed dokonanym za mnie wyborem. „To dla twojego dobra” mawiają, kiedy myślą „ Wreszcie mamy święty spokój”. Wszyscy oprócz Niej. Czasem nie pamiętam kim ona jest, czasem nie dostrzegam jej wysiłków, starań. W tych chwilach widzę tylko to co chcę widzieć, pozostawiając za sobą zgliszcza ludzkich uczuć, ale od niej emanuje ciepło mogące się przebić przez moją skorupę, wejść to mojego ciemnego, pełnego szarości świata, lub do moich świetlistych, kolorowych marzeń, gdzie biegają jednorożce, czy też potrafi pokazać mi drogę, gdy stoję na rozdrożu pod słupem z napisem : „ONI” w lewo i „MY” w prawo. Zawsze wybieram „MY”. Zawsze to jest zły wybór. Chyba, że tak rzadko pojawia się ona i wtedy dokonuje tego najlepszego, podejmuję właściwą ścieżkę i wypływam na powierzchnię, by po jakimś czasie znów zatonąć. Moja matka. Tylko ona jest tą osobą, która potrafi mi pomóc, ale mimo wszystko wiem, że jestem dla niej ciężarem.
I on. Kiedyś potrafił, ale teraz.. Czy ja go jeszcze kochałam? Wszystko wskazywało, na to, że nie.
Przystanęłam. On tam stał. Był taki jak zwykle, uśmiechnięty, rozpromieniony i zarumieniony. Taki kochany. Wszystko było w nim idealne, na mój pokręcony sposób. Dla mnie był aniołem zesłanym z samych niebios. Czy ja go jeszcze kochałam? Wszystko wskazywało, na to, że nie. Czemu to mnie tak dręczyło. Co wskazywało, że nie? Znów myśli zaczęły mi się gubić, wpadać do wąskich szczelin, jak bile podczas gry w biliarda, tylko ta czarna jeszcze tkwiła na zielonym stole i przytrzymywała mnie przy resztkach świadomości. Czułam jak się zapadam. Nawet on nie był w stanie mnie teraz wyciągnąć. Podniosłam rękę i delikatnie głaskałam go po policzku. Był taki suchy, jakby kartonowy. Gładki, bez skazy. Czemu jego oczy patrzyły na mnie z taka obojętnością? On nigdy tak na mnie nie patrzył. Gdzie się podziała czułość? Tęsknota? Miłość? Może on umarł? Ale stał przede mną. No stał. Cały czas ten sam wyraz twarzy, ten sam, ten sam.. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Złapałam go za ramiona. Potrząsnęłam. Był taki lekki, nienaturalny. Milczał.. Niech on się odezwie, spojrzy na mnie.. Czy ja jestem niewidzialna? Dostawałam mdłości, spazmów histerii, wściekłość i ból w oczach. Załapałam się za głowę i wyrwałam kępki włosów. Uderzyłam go.. Dlaczego się nie odzywał?! Zaczełam krzyczeć.. Ktoś zaczął wrzeszczeć.. Głos dochodził z zewnątrz.. To przecież ja. Znów. Obracałam się w kółko, ziemia się zapadała, wszystko wirowało. A on stał, stał jak słup soli.! Krzyczałam, krzyczałam, ciemność.
Obłęd.
*

-Znaleźliśmy ją!. – usłyszałam. Nic do mnie nie docierało oprócz tego jedynego, pojedynczego zdania. Bałam się otworzyć oczy. Co się stało?  Gdzie ja byłam? Znów. Lekko uchyliłam powieki. Leżałam na czymś miękkim. Nosze? Nie, koc. Wkoło znajdowało się mnóstwo ludzi, przede wszystkim gapiów. Widziałam jak jakaś kobieta uspokaja płaczące dziecko w różowej sukieneczce, mąż tulił swoją żonę i wiedziałam,  że cieszy się, że to nie ona. Jakaś babcia oddalała się w pośpiech mrucząc coś pod nosem o podmiocie szatana. Tylko jeden mężczyzna w średnim wieku trzeźwo myślący trzymał w ręku telefon, jednak też trzymał się na uboczu, jakbym była trędowata. Nade mną znajdowała się twarz. Tak blisko, a jednak tak daleko. Nie mogłam jej dosięgnąć, choć wyciągałam swoje macki. Był to mężczyzna. Znałam go.
Ciemne włosy sięgające lekko za uszy okalały jego twarz i spadały mu na oczy. Niecierpliwym gestem raz po raz je odrzucał do tyłu. Miał około czterdziestu lat, i na tyle wyglądał. Miał podkrążone oczy, w których widać było zmęczenie i troskę. Patrzył na mnie ze współczuciem, żalem i miłością, której nigdy nie pokazywał. Długi szpiczasty nos i wąskie usta zaciśnięte w szparę, które pokazywały jak bardzo jest zdenerwowany. Ubrany był w niebieską koszulkę polo i jeansy, tak jak na co dzień. Tylko gdzie marynarka? Ach tak. Leżałam na niej, to nie był koc. Mój ojciec. Znalazł mnie. Znów.
Usłyszałam czyjeś kroki. Przybierały na sile, aż wreszcie na ojcem ukazała się twarz. Kiedyś piękna, teraz naznaczona wieloma zmarszczkami, wyniszczona życiem i zmartwieniami, walką, którą musiała toczyć. Kobieta o ciemno-brązowych włosach i prawdziwie matczynym spojrzeniu. Czerwony sweter podkreślał jej piwne oczy. Uśmiechnęła się z ulgą.
- Alexa! Tak bardzo się martwiliśmy…- powiedziała moja matka rzucając się na klęczki i obejmując mnie ciasno, aż brakło mi tchu. Milczałam. Co im miałam powiedzieć. Zwykłe przepraszam nie wystarczało. Już nie.
Usłyszałam, na początku niewyraźne, a potem głośniejsze zawodzenie syreny karetki pogotowia Ludzie są tacy nie ostrożni, powodują tyle wypadków. Ale karetka zatrzymała się obok nas. A, więc to tak. Stara śpiewka.
- Gdzie byłaś, Alexa?- zapytała matka. Oderwałam wzrok od pojazdu i wysiadających z niego mężczyzn w białych kitlach.
- Szukałam go, szukałam go.. A on nic nie mówił. – odpowiedziałam mało składnie. Miałam sucho w ustach. Każde słowo wypowiadałam z trudem. Podszedł do nas starszy pan ubrany na biało z mnóstwem siwiejących włosów i niskim, nieprzyjemnie chropowatym głosem, który mnie drażnił. Wiedziałam kim on jest.
- Możemy?- zapytał. Pytanie nie było skierowane do mnie.
- Proszę nie..- jęknęłam..- Nie. Ja muszę go znaleźć. On mnie potrzebuje. – błagałam.
- Alexa, to dla twojego dobra. – wyszeptała moja matka ostatni raz mnie przytulając. Zaczełam płakać. Nie chciałam tam być. Moje miejsce było przy jego boku, nie tam.
Czułam ostre szarpnięcie, gdy wyrywali mnie z objęć matki.
- NIE!- wrzeszczałam. – Mamo..
Oni się nie przejmowali. Moja matka zaczęła płakać, ale nie interweniowała.. Coś powiedziała, zabrzmiało to jak „ Wszystko będzie dobrze”, ale ja wiedziałam, że nic nie będzie dobrze. Nigdy nie jest.
- Niall! Niall nie pozwól im! – krzyczałam, ale jego ty nie było.
Czy ja go jeszcze kochałam? Wszystko wskazywało na to, że tak. Czy on mnie jeszcze kochał? I tu, wszystko wskazywało na to, że nie.

**

Siedziałem na kanapie obgryzając paznokcie. Oddychałem głęboko. Jeszcze niedawno grałbym na gitarze, na play’ u, robił cokolwiek, ale nie miałem siły. Strach i stres mnie po prostu zżerały. Jak dawno jej nie wiedziałem? Dwa tygodnie? Tak, chyba tak.. Tak strasznie mi jej brakowało. Wiedziałem jednak, że nie mogę z nią być. Lekarz powiedział, że najlepiej dla niej by było, gdybym odszedł. Ona chciała wyzdrowieć, a ja jej to uniemożliwiałem. Miałem wrócić, jak wyzdrowieje. Najgorsze jednak było, że ona nigdy nie miała być zdrowa. Mogła mieć jedynie zanik choroby, która w każdym momencie mogła się obudzić. Jej życie miało być uzależnione od małych, niebieskich tabletek.
Schizofrenia. Tyle jest jej rodzajów, a ja nawet nie wiedziałem, jaką ma ona. To i tak nie miało znaczenia. Była chora, a ja nie mogłem jej pomóc, choćbym nie wiem jak chciał. Krzyk wydzierał mi się z piersi, ale skutecznie go tłumiłem. Czekałem na jakikolwiek znak o niej. Czy ma się dobrze? Czy objawy ustąpiły? Nic. Tylko czekanie.
- Niall, chłopie, może byś się ruszył? Zapomniał na chwilę.. – zaproponował rzucając się obok mnie na kanapę Harry.
- Ja nie chcę zapomnieć. – odpowiedziałem, może trochę za ostro. Harry skulił się w sobie i podniósł ręce w obronnym geście, jak suka kładąc się na plecy, by nie zostać pokąsana przez samca.
- Przepraszam. Nie jestem sobą. Strasznie się o nią martwię. – wyjaśniłem.
- Zrozumiałe, ale nic nie możesz zrobić, Niall. Alexa musi sama sobie z tym poradzić, są też lekarze.
- Wiem, ale cały czas zdaje mi się jakby ona  mnie potrzebowała, oparcia, miłości. Kto jej ma to dać? Poznałeś jej rodziców.. – Harry pokiwał głową. Jej rodzicie, byli strasznie mili, ale zdawałoby się, że robią wszystko by się jej pozbyć, by nie wystawiać się na wstyd. Szczególnie jej ojciec. Kochali ją, to oczywiste, ale zdanie sąsiadów było ważniejsze od własnej córki.
Zadźwięczał telefon. Szybko wyciągnąłem go z kieszeni roztrzęsionymi rękami. Wypadł mi na kanapę. Złapałem go zanim jeszcze dotknął miękkiego obicia i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
Stałem i słuchałem jak jej matka do mnie mówi. Byłem całkowicie otępiały.
- Już jadę. – rzuciłem. Jej matka zaprotestowała, ale ja zdążyłem się rozłączyć. Harry popatrzył na mnie pytająco, unosząc się z kanapy, gotowy mnie zawieźć.
-Alexa, jest w szpitalu. Jej matka mówi, że szukała..- zawahałem się.
- Czego, do cholery, Niall? – powiedział zdenerwowany Harry.
- Mnie. – wyszeptałem.
- No to na co czekasz!- ryknął Harry. W biegu wciągałem buty.

- Jak to nie wejdę?!- wydarłem się do pielęgniarki pracującej na recepcji. – Ona mnie potrzebuje.
- Alexe May przywieziono do nas dzisiaj rano w stanie niezadowalającym i na razie tylko najbliższa rodzina może ją odwiedzać. Proszę spróbować za kilka dni. – powiedziała kobieta cierpliwie. Żachnąłem się.
- Nie, nie za kilka dni. Ja muszę się z nią teraz zobaczyć. Ona mnie szukała!
- Tym bardziej, nie jest to wskazane. Do widzenia.-rzekła stanowczo i wróciła do rytmicznego stukania w klawiaturę. Harry chwycił mnie za ramię.
- Nic nie wskóramy. – powiedział zrezygnowany. Mnie roznosiło, nie chciałem się z nim zgadzać, ale musiałem. Ona była tam sama, potrzebowała mnie, a oni mi nie chcieli pozwolić nawet się do niej zbliżyć. To było niesprawiedliwe.

***

Znów tu trafiłam. Białe ściany, nie pierwszej świeżości. Czułam się jak w klatce, w pokoju, gdzie nawet ściany były miękkie, a łóżka obramowane żelaznymi ramami, do których w każdej chwili mogli mnie przywiązać. Na korytarzu unosiły się jęki, zawodzenia, krzyki i płacz innych pacjentek w moim wieku. Dlaczego tu trafiłam? Oczywiście, byłam chora. Zdawałam sobie z tego sprawę, wiedziałam też, że gdybym nie wyszła z domu i nie miała ataku paniki nie skończyło by się to w szpitalu dla obłąkanych.
Szpital psychiatryczny moje drugie mieszkanie. Spędzałam tu większość czasu, gdy się buntowałam i nie brałam tabletek. Dlaczego ich nie brałam? Och, jakie to proste. Miałam już tego dość. Nigdy nie wiedziałam kiedy spadnie na mnie kolejny atak, a tak przynajmniej mogłam zatopić się w moim małym świecie, siedzieć godzinami przed telewizorem, leżeć w łóżku bądź cokolwiek i nie kontaktować. Nie odzywać się, nie ruszać, rzadko mrugać i hasać z jednorożcami po tęczy w mojej rzeczywistości dopóki ktoś mnie z tego nie wyciągnął. Najczęściej byli to lekarze. Trafiałam wtedy na długie tygodnie, bądź dni do szpitala, gdzie już rozpoznawałam wszystkie pacjentki. Jak tu ktoś trafiał to nie wychodził, ja jako nieliczna miałam to szczęście, że zdawałam sobie sprawę ze swojej choroby i mogłam co jakiś czas opuścić szpital, ale potem znów przestawałam brać tabletki łączące mnie z rzeczywistością każdego normalnego człowieka i znów tu trafiałam. Nie miałam tu przyjaciół, znajomych, czy koleżanek. Nikt ich tu nie miał. Te dziewczyny były naprawdę biedne. I tu było moje nieszczęście. W chwilach powrotu do życia musiałam na to patrzeć, na te łzy, krzyki, seplenienie i mnóstwo brudniej pościeli. Siadałam wtedy w kącie i cicho łkałam. I tak byłam psychopatką, wolno mi było.
Ten wiecznych hałas rozdarł przejmujący krzyk. Korytarzem przebiegło dwóch sanitariuszy. Wiedziałam, co czeka „niegrzeczną” pacjentkę. Przywiązanie do łóżka w izolatce pod ciągłą obserwacją. Po korytarzu rozniósł się ostry zapach moczu. Przeszła pielęgniarka z wiadrem i mopem. Codzienność.
Siedziałam w swojej celi na łóżku z podwiniętymi pod brodę nogami. Ktoś wszedł przez otwarte drzwi. Dziewczyna miała może tyle lat co ja, osiemnaście. Kiedyś musiała być ładna, teraz niezbadana. Ubrana w stare dresy, potłuczona przez wieczne obijanie się o ściany, czy też samookaleczenie, śmierdząca moczem i potem. Włosy związane w luźnego kucyka. Coś do mnie mówiła, ale nie rozumiałam, czegoś chciała. Zaczęła krzyczeć. Zatkałam uszy i głębiej wbiłam się w swoje kolana, dziewczyna mnie szarpnęła.
- Zabierzcie mnie stąd! – wrzasnęłam. Do pokoju wleciało dwóch sanitariuszy, którym nie zazdrościłam roboty i zabrali szamoczącą się dziewczynę.
- Czego chciała ta świruska? – zapytała wchodząca do pokoju ciemno- włosa dziewczyna. Chyba gotka. Tu jednak nie miała jak trzymać swojego stylu. Zostały jej tylko czarne, dobrze wycieniowane włosy, czarne ubranie i czarna szminka do ust. Na nadgarstkach miała bandaże. Wiedziałam, że nazywa się Carol. Była tu jedyną normalną, jeżeli ktokolwiek miał tu być normalny.
- Nie wiem.- odszepnęłam. – Nie chcę tu być.
- Nikt nie chce, ale spokojnie, przyzwyczaisz się. – pocieszyła mnie dziewczyna. Musiała tu siedzieć już długo, aczkolwiek po jej świeżych bandażach wynikało odwrotnie. Na pewno próbowała popełnić samobójstwo, tu jednak o takich rzeczach się nie mówiło.
- Nie chcę się przyzwyczajać. Czekają na mnie. – dziewczyna parsknęła.
- Kto?
- On. Nie, on mnie nie kocha. Nie kocha mnie. Byłby tu.- jęknęłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie ze współczuciem.
-Faceci, to potrafią człowiekowi spieprzyć życie. – powiedziała podnosząc ręce, by pokazać swoje nadgarstki. Pokiwałam głową i schowałam ją między kolanami. Dziewczyna opadła na łóżko naprzeciwko, które zajmowała od czasu kiedy tu przyszłam.
Tak bardzo chciałam, żeby ktoś mnie odwiedził, ale wiedziałam, że odwiedziny są tylko o wyznaczonych godzinach, które już minęły. Musiałam, więc sama przeżyć noc w tym zakładzie dla obłąkanych. A wystarczyło wziąć tabletki.
****

Pięć dni. Pięć dni starczyło by mnie ustabilizować. Obeszło się, bez ataków z moje strony, i utraty świadomości. Dali mi kilka fiolek, ”Bierz, a wszystko będzie w porządku” Nigdy nie jest w porządku. Powtarzałam to jak mantrę. Nikt mnie nie odwiedził. Moi rodzice, owszem, przychodzili na godzinę, by zostawić najpotrzebniejsze rzeczy i posiedzieć ze mną zapewniając mnie, że teraz będzie oky, tylko muszę się pilnować. Nie wierzyłam im.
On jednak nie przyszedł. Nie pojawił się w rzeczywistości, za to figurował w moich snach, jako bardzo ważna, wręcz kluczowa postać. Tak za nim tęskniłam. Czy to już miał być koniec? A tak zapewniał, że mnie kocha. Czy to wszystko było kłamstwem? Czy może on już stracił zainteresowanie? Nie chciał mieć psychicznej dziewczyny. Wiedziałam, że nigdy nikogo już nie pokocham, że nikt mnie nie pokocha. Wszyscy traktowali mnie jak trędowatą, jak wyrzutka, którym byłam. Tylko nie on, ale jego już nie było.
Słońce właśnie zachodziło, gdy wysiadałam z czerwonej toyoty yaris moich rodziców. W ręku trzymałam pudełko z wszystkimi rzeczami, które miałam, ze sobą w szpitalu.  Moja matka poczekała na mnie w progu, gdy wchodziłam do zimnego, obcego budynku. Mojego domu. Chwyciła mnie za ramię.
- Wszystko będzie dobrze. Będziesz brała tabletki, siedziała w domu i polepszy się. – powiedziała chcąc mnie pocieszyć, ale nie poskutkowało.
- A nie mogłabym normalnie żyć? Chodzić do szkoły?- zapytałam.
- Nie jesteś na to gotowa.
- A skąd ty możesz to wiedzieć? – zapytałam prychając jak niezadowolona kotka.
- Alexa, zrozum, że się o ciebie martwię. Sama widzisz co się stało, gdy ostatnio wyszłaś.
- Nie wzięłam tabletek. Poza tym, ty się martwisz tylko o siebie, i o to co sąsiedzi powiedzą.
Nie chciałam być ostra dla matki, w domu naprawdę bardzo mi pomagała, ale z drugiej strony też bardzo mnie ograniczała. Jakbym miała normalne życie widziałabym sens brania tej niebieskiej rzeczywistości, a tak.. Po co.
Weszłam do domu. Pachniało czystością i pieczonym kurczakiem. Przecisnęłam się z pudłem przez ciasny korytarzyk nie zwracając uwagi na wiszące na ścianie zdjęcia z mojego dzieciństwa. Otworzyłam, białe, drewniane drzwi na końcu korytarza i znalazłam się w moim przytulnym schronieniu, azylu. Pomarańczowe ściany, nie białe, w oknach nie było krat, a łóżko choć małe to miękkie , metalową ramę zastępowało drewniane wezgłowie. Kilka szafek i moje prywatne przedmioty. Ściany oblepione plakatami, lustro zdjęciami. Podeszłam do swojego odbicia i patrzyłam na tkwiące przymocowane do ramy zdjęcia. Niall. Niall śmiejący się, obejmujący mnie. Nie mogłam uwierzyć, że mnie opuścił. Tak bez słowa. A ja go nie mogłam znaleźć. Teraz bym trafiła, ale teraz duma mi nie pozwalała. To miał być koniec. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Moje motto znów nabrało znaczenia: Krwawię cicho żyjąc.*
Przebrałam się w wygodne stare jeansy, które podwinęłam przed kolano i szarą bluzkę na ramiączkach, na którą zarzuciłam niebieski sweterek, na głowie zawiązałam bandanę, która skutecznie podtrzymywała mi włosy. Wzięłam słuchawki z odtwarzaczem leżące na biurku. Pogoda była idealna, by posiedzieć na dworze. Słonce już zachodziło, ale to mi nie przeszkadzało, mogłam pomyśleć. Tyle dni spędziłam uwieziona, że teraz wręcz łaknęłam świeżego powietrza.
- Alexa, kolacja.- powiedziała moja mama wchodząc, gdy ja już łapałam za klamkę.
- Zjem później. – powiedziałam.
- A tabletki?
Podążyłam za nią do jasnej, czarno- białej kuchni ślizgając się po kafelkach. Moja codzienna porcja normalności już była przygotowana. Połknęłam ten mój rozjaśniacz i wyszłam do ogrodu.
Zachłysnęłam się świeżym powietrzem i objęłam się rękami siadając na mało wygodnej drewnianej ławeczce. Włożyłam słuchawkę do ucha. Poleciały pierwsze dźwięki.. Ale przecież odtwarzacz miałam jeszcze wyłączony, dla pewności spojrzała na ciemny wyświetlacz. Wyciągnęłam słuchawkę i wsłuchałam się w płynącą muzykę. Brzmiała tylko jedna akustyczna gitara, na której grał chłopak wychodzący zza żywopłotu.
- Alexa..- szepnął. Odłożyłam sprzęt i wstałam zaskoczona,
- Niall?
-Wróciłaś..- powiedział i wpadł na mnie z impetem. Porwał mnie w ramiona i mocno przytulił, głaszcząc po głowie. – Tak się martwiłem, nie pozwolili mi ciebie odwiedzić. Już wszytko w porządku? Teraz będzie dobrze.
I uwierzyłam mu.
- Jesteś kolejną halucynacją? – zapytałam nieśmiało wplatając palce w jego włosy. Nie był kartonowy. I patrzył na mnie z czułością.
- Nie. Jestem tu i kocham cię. Tak strasznie się bałem, ale już koniec. Razem przez to przejdziemy, wiesz?
Pokiwałam głową. Drugi raz tego dnia po policzku płynęły mi łzy. Tym razem, ze szczęścia. Tak bardzo mi go brakowało. I tak nagle się zjawił, jak grom z jasnego nieba, jak spadające na ziemnie żołędzie. Zaskoczył mnie całkowicie.
- Mam coś dla ciebie. – powiedział. Spojrzałam pytająco. Niall podniósł gitarę. Usiedliśmy na ławce. Popatrzył mi w oczy.
- Usłyszałem to kiedyś z tobą.. Nie wiem, czy pamiętasz, ale sądzę, że to mówi wszystko, co chciałbym ci powiedzieć…- I zaczął grać, dźwięki pieściły moje uszy, jak najpiękniejsza melodia, bo była to dla mnie idealna ,melodia, a słowa wyryły się w moim sercu, jak wyryte na drzewnie symbole miłości. Niall śpiewał patrząc mi głęboko w oczy.
The world is ugly
But you're beautiful to me
Are you thinking of me?
like I'm thinking of you

I would say I'm sorry
but I really need to go
I just wanted you to know

There's an aching in my heart
And there's a burning in my eyes
I could get a new start
But I rather not try
I could find a new place
Maybe where no one knows my name
But I think its just the thing**

Brakło mi słów.
- Ja nie zważam na to, że jesteś chora. I tak jesteś piękna, Kocham cię i chcę cię wspierać w tych trudnych chwilach. – powiedział.
- Znasz moje motto?- zapytałam wiedziałam, że zna. Pokiwał głową.
- Teraz Żyję cicho krwawiąc.* Kocham cię Niall.
I nic nie mogło przerwać tej chwili, moich snów, które się właśnie spełniały. Wierzyłam mu, że będzie wszytko dobrze. Nikt i nic nie mogło tego zepsuć. Nawet moja mama przyglądająca się nam  zza firanki. 

***

Czasem kochamy nie zważając na chorobę i wady drugiej połówki. Okazujemy jej to, choć może się wydawać inaczej... Tak mnie naszło, pisałam to cały dzień pragnąc wam to jakoś przekazać, nie wiem czy mi się udało, ale nie mogę sobie zarzucić, że nie próbowałam. Może to jest i najgorsze, ale zawsze coś. Przepraszam, za słaby dialog na końcu, ale nie umiałam tego ubrać w słowa, trochę się gubiłam. Przepraszam też, ze w tych jednoparach jest szczęśliwe zakończenie, (za to można przepraszać), jakoś się nie mogę zmusić do dowalenia i tak już wzgardzonym przez życie i przeze mnie postacią, które tworze takie biedne. Co innego w opowiadaniu.; ) 

Specjalnie dla Natalii, która prosiła, o coś o Niallu. Mam nadzieję, że ci się choć trochę podoba.  
Jak ktoś będzie miał pytania, coś jest niezrozumiałe, to proszę w komentarzu.; )
Liczę też na wasze liczne opinie. Dziękuję za wszytko. Za te odwiedziny nawet kiedy tu jakiś tekst tak rzadko się pojawia. 

Pozdrawiam.!
H.

18 komentarzy:

  1. aaaaaa genialne! kocham kocham kocham <3
    zapraszam do komentowania u mnie 19 rozdziału
    http://galaxy-strawberry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Inny ten jednopart niż te które do tej pory pisałaś, ale świetny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. W sumie to brak mi słów.
    To ma przesłanie, ogromne. To jest takie rzeczywiste. I wcale nie ma tak do końca szczęśliwe zakończenia: ona nadal jest chora. Już zawsze będzie. Ta historia to takie szczęście w nieszczęściu. Opowieść o nierzeczywistej wręcz miłości, która potrafi unieść (?) (ang. handle) wszystko. Podoba mi się to. Piękna historia wpleciona w szarą i przepełnioną problemami rzeczywistość. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. I, jak już mówiłam nie raz, kocham twoje jednoparty :D Masz w planach napisanie jeszcze jakiegoś? ;>
    Pozdrawiam! x
    + Nie porównałam go do innych, bo nie ma czegoś takiego, że jeden jest lepszy, a drug gorszy. Każdy jest inny. Każdy genialny na swój sposób. Ten po prostu ma trudniejszą tematykę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ! ;) Nie jest gorszy, jest inny. Piekne przesłanie. Ciesze sie ze zakonczenia w jednopartach sa szczesliwie, bo czasem naprawde milo jest poczytac cos co sie dobrze konczy. Tym bardziej, ze sa napisane tak niesamowicie.Kocham twoj styl pisania.
    Mam nadzieje, ze napiszesz jeszcze jakis jednopart ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, tak, to było zupełnie coś innego. Idealnie udało Ci się przekazać emocje, mogłam poczuć się jakbym to ja była główną bohaterką. Na początku nie mogłam się w ogóle wczuć, ale potem zdałam sobie sprawę, że źle do tego podchodzę i... Wciągnęło mnie to. Bardzo, bardzo dobry jednopart. Wykorzystałaś świetny pomysł. Xxx

    [reasons-to-be.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. No po prostu prawie, że leżę na klawiaturze i ryczę. Cudowne przesłanie, a cała historia strasznie wzruszająca. Na pewno zazdroszczę pomysłu i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu. Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać, nie będę się zbytnio rozpisywać, bo tego, co czuję, nie da się wyrazić w słowach. Dodam jeszcze tylko, że nieźle pojechałaś mi po psychice. Ale w pozytywnym tego znaczeniu ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej,dziękuję <3
    Czy mi się chodź trochę podoba? Ja...o matko...nie wiem co powiedzieć,jest wspaniały,ryczałam a czytając ostatnie dialogi uśmiechałam się do monitora.Wczułam się.Zdecydowanie udało ci się przekazać emocję i nastrój ;) Mało kiedy płaczę gdy czytam jakiś jednoparty czy opowiadanie,ale tobie się to udaje.Wzruszasz.;) Jesteś genialna,twoje pomysły nie są banalne,nigdy bym na coś takiego nie wpadła.Gdy czytałam ten jednopart czułam się jak gdybym to ja była bohaterką,to było cudowne.Nie wiem jak ty to robisz ale jesteś niesamowita.Wywołujesz w ludziach emocje poprzez napisanie takiego cuda jak to i wszystko co piszesz.Nie porównuję twoich jednopartów,opowiadań.Nie umiem.Każdy jest wspaniały,doskonale dobrane słowa,idealny. ;)
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję ;*
    Natalia Xxx.

    OdpowiedzUsuń
  8. Superowy, miło że jest szczęśliwe zakończenie choć historia jest smutna. Wzrusza i to totalnie .Super emocje i nastrój , Fajnie że z Niallem napisałaś ten jednopart.
    Pozdrawiam Aneta =]

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam twoje bloga i myślę ' Co ja tu robię, po co ja wg piszę' skoro są takie opowiadania jak twoje, które wciągają po przeczytaniu pierwszego zdania. I odpowiedzi nie znam, ale piszę bo kocham. A i kocham tez sposób w jaki ty piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  10. weszłam tu i od razu zaczęłam czytać, łzy same płynęly. Pięknie piszesz. W twoim przypadku nie musi być smutne zakończenie. i bez tego udaje ci sie wzruszać innych

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow, niesamowite. Za każdym razem kiedy czytam Twoje opowiadania dzieje sie ze mna cos niesamowitego, płacze, zastanawiam sie nad swoim zyciem i chce cos zmienic. Nawet jak jest szczesliwe zakonczenie to historia wydaje sie byc tragiczna. Uwielbiam Cie, swoim pisaniem poryłas mi psychike, ale w dobrym znaczeniu, dziekuje :)
    Patrycja xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś jeszcze po mojej tak długiej nieobecności tu zagląda i się podoba.; ) Miło mi bardzo też, że skomentowałaś.. Przecież nie musiałaś.. ;))
      Taki był zamiar.. nadać głębszy sens czemuś prostemu(?)
      Mam nadzieję, że spodoba ci się i następny jednopart.:))

      Usuń
  12. wspaniały blog :D
    zapraszam do siebie
    http://zawsze-there-gdzie-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie.:D zapraszam do mnie : http://i-love-but-sometimes-i-hate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne. Wzruszylam się, i to nawet bardzo. I jeszcze ten cytat z SS. <3
    Trafiłam tu przypadkiem, i już biorę się za czytanie poprzednich.
    Gratuluje takiego talentu. :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Płakałam *.*
    +zapraszam: http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. podoba mi się. Zapraszam do mnie http://cousewearethesamee.blogspot.com/ + dopiero zaczynam

    OdpowiedzUsuń